Sądzę, że Pąkowi ten blog się należy. Po pierwsze dlatego, że jest jeden, jedyny. Po drugie - chciałabym na chwilkę podważyć nasz, mój, ludzki stosunek do Pąka jako elementu świata wokół nas. Świata, w którym "kondycjonujemy" przyrodę, mierząc ją naszymi kategoriami. Pąk jest o tyle, o ile jest przydatny, choćby jako metafora, tworzywo do porównań czy zwiastun czegoś. W naszych oczach nie istnieje sam dla siebie.
Oczywiście, nie wiem, czym jest istota bycia Pąkiem. Nie mogę wiedzieć. Ale mogę wejść w relację, relację, której by nie było, gdyby nie on. W tym sensie oddaję mu jego podmiotowość.
I pokażę go w jego działaniu.
Jesteście ciekawi?
Ja jestem.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Późnym wieczorem




Nie bacząc na deszcz i wiatr, udałam się dzielnie ciemnym wieczorem na skwer, by spełnić (radosny skądinąd) obowiązek rejestratora pąkowych przemian. Musiałam użyć lampy błyskowej, ale za to Pąk okazale lśni.
Siedzą na nim jakieś trzy żywe istoty.














































A to Mały, kocur M., który - jak można się domyślić - jest bardzo duży.
To imię, jak i zresztą cały kot, ma swoją genezę, kiedy bowiem Mały został około siedmiu lat temu uratowany przez M. do spółki z moją Młodszą, był... mały.

2 komentarze:

  1. "...Pąk okazale lśni..."
    chyba raczej ślini się :) przynajmniej tak wygląda. może głodny?

    kotek taki sam jak moja śp.kotka. śliczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie sprawka deszczu. A kotek trochę popozował, a potem na mnie nasyczał.

      Usuń